Wstydzę się, ale działam!
20 marca 2023
W ramach projektu w Szkole Liderek przeprowadziłam wywiad z Anną Trafisz – Fotografką i Absolwentką II edycji Szkoły Liderek, bohaterką książki „Liderki” z 2017 r.
Jak oceniasz swoje teraźniejsze życie? Uważasz ze na tym etapie możesz powiedzieć ze jesteś spełniona?
Cześć Ania, trudne pytanie na początek. Jestem teraz w fazie uczenia się nieoceniania i nie doczepiania do siebie, wiec jak myślę o tym czy jestem spełniona to nasuwa mi się odpowiedź, że moje JA teraz wcale nie dąży do spełnienia… że – używając metafory Natalii De Barbaro z książki „Przędza” – wcale nie chce jak łuczniczka dość do punktu spełnienia tylko sobie tkać to swoje życie jak tkaczka z życzliwością i akceptacja. Trochę wolniej…
Moja definicją sukcesu jest chyba to czego uczy Marta Iwanowska Polkowską (polecam jej podcasty) czyli urzeczywistnianie własnego ja. Odważnie. Teraz.
Bo to życie to nie jest próba generalna ..
Czy prowadząc biznes i mając rodzinę żyjesz w harmonii? Czy czujesz ze więcej czasu poświęcasz jednej kwestii?
To pierwsze pytanie z pewnością łączy się z drugim czyli faktem ze jako mama trójki dzieci (aktualnie 8, 8, 10 lat) i jednocześnie Fotografka mam poczucie ze to taki etap, gdy czas spędzony z dziećmi jest najważniejszy… bo jednak nie tylko jakość ale ilość się liczy, to wpływa na wiele moich decyzji.
Ja lubię zmiany wiesz? Nie niespodzianki wprawdzie, bo jednak jak się okazuje kontrolować też potrzebuje 😉 ale dzieki temu ze lubię zmiany to często zmieniam ten model łączenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym (od ucieczki z korpo, po pójście we własna działalność czy łączenie tych żyć w proporcjach po pół etatu, prace w dwóch krajach jednocześnie – kocham Czechy! – i otwartość na nowe)
Wiec aktualnie bardzo pracuje nad tym, żeby ta równowaga była zachowana. Staram się nie brać na siebie za dużo ani też za mało. w moim przypadku polega to na oduczaniu się etykietowania: mój krytyk wewnętrzny bez przerwy komentuje, ze nie jestem wystarczająco dobra, jeśli jestem za mało zajęta, wiec coraz częściej pokazuje mu faka i idę poczytać zamiast ścigać się ze sobą w produktywności.
Trudne to, bo nie ma społecznego przyzwolenia i nagród za robienie mniej, jest mega wsparcie i pozytyw jak zapierdzielasz. Według mnie łączy się to z tym jak funkcjonuje świat i trochę z kasą, ze np. opiekunowie osób starszych czy matki małych dzieci nie są grupa uprzywilejowana i opływająca w luksusy choć wykonują hardcorowa robotę każdego dnia.
A wolny czas dla siebie? Jak i kiedy go wykorzystujesz? Co sprawia Ci radość?
Wolny czas dla siebie traktuje jak higienę, jak maskę tlenowa, jak całkowity must! Ponieważ mam bardzo fajnego i wspierającego męża często wymienimy się opieka nad naszym trio, żeby ten drugi dorosły mógł pooddychać pełna piersią, a przynajmniej raz w roku staramy się wyjeżdżać bez dzieci (angażując w opiekę nad dziećmi i pieskami cała rodzinę) , żeby nażywać sie (znów od #nazyc sie z książki Marty Iwanowskiej Polskowiej) razem.
U mnie jeśli chodzi o ładowanie akumulatorów sprawdza się ruch: bieganie/aero&joga, las, kobiece spotkania a od zeszłego roku comiesięczny luksus na jaki sobie pozwalam czyli masaż Lomi Lomi. No i zawsze cisza, czytanie i głaskanie piesków.
Często żeby zrobić miejsce na ten czas dla siebie rezygnuje z innych rzeczy, bo już wiem ze nie można mieć wszystkiego, choć zaakceptowanie tego jest cholernie trudne. Polecam książkę Esencjaliata Grega McKeoqna i lżejsza: 4000 tygodni O.Bukermana.
Przyznam ze fotografia która jest moja praca ale tez pasja bardzo pomaga mi w realizowaniu tego dobrego czasu dla siebie, bo dzięki niej poznaje cudownych ludzi i tez często wyjeżdżam, a zwiedzanie świata lubię najbardziej. Mam gorsze chwile gdy dzieci chorują: ostatni sezon nie był dla nas łaskawy i jak jedno wyzdrowiało drugie coś łapało potem trzecie na przemian z nami i wtedy wszystko sypie się jak domino.
Stad moje łapczywe chwytanie dobrych momentów na zapas gdy dostaje jak to nazywam ‚przepustkę od życia’. Czyli czas gdy wszyscy są zdrowi i życie jest piękne : wtedy staram się wyciskać je jak cytrynę choć niby nie da się złapać energii na zapas… (Podkreślam ze to wyciskanie oznacza tez pozwolenie sobie na leżenie cały dzień w hamaku albo nawet w łóżku, a nie tylko wspinanie się na Giewont i wielkie zdobywanie. Ostatniej zimy takimi ładowaczem energii były dla mnie po prostu kąpiele o to nie w luksusowym spa tylko w ciszy we własnej łazience i to nie zawsze ze świeczką 😉)
W jakich momentach czujesz wolność?
Np. teraz gdy przeprowadzasz ze mną ten wywiad czuje coś podobnego do wolności. Jestem na dwudniowym ‚wychodnym’ w okolicach Krakowa i Chorzowa, pretekstem jest wystawa moich zdjęć w ramach wspólnego z innymi dziewczynami projektu Sisters in Arts – to taki kolektyw (https://sistersinarts.com/) w którym wspieramy się w swoich artystycznych zmaganiach. Dużo wspólnych doświadczeń, jedna maluje, inna rzeźbi, kolejna tworzy performency , jeszcze inna grafiki, muzykę, ja tobie zdjęcia… grupowe przerabianie książko-ćwiczeń „Droga Artysty” Julii Cameron dało nam odwagę do wychodzenia do świata ze swoimi projektami, mnie osobiście pomaga to radzić sobie ze wstydem – nie to że go wyeliminowałam, ale łatwiej mi z nim żyć. W takim momentach czuje, ze nie zniknęłam. I to mi się wydaje podobne do wolności.
Jakie są dla Ciebie najważniejsze wartości w biznesie prowadzonym z pasji?
Jestem daleka od idealizowano którejkolwiek z form pracy. Pamiętam jak żyłam w przekonaniu, że kiedy zamienisz pasję w prace nie przepracujesz już ani dnia, bo ciągnę będzie tak bosko No, nie. Znam wypalonych instruktorów zumby 😉
Każda opcja ma plusy i minusy i na pewno nie oceniam już wyborów innych, bo dopóki nie znajdziemy się w danej sytuacji łatwo się doradza 😉
Odpowiadając na Twoje pytanie: Myślę, ze wspomniana wolność się tu wybija na plan pierwszy.
To ode mnie zależy czy w środę zrobię sobie dzień wolny i pójdę do kina, muzeum albo po nicnierobie, mam przestrzeń na zaprowadzanie dzieci do szkoły na 11.25 , mogę obrabiać foty kiedy wstaje o 5 rano i nie chce mi się spać albo o 21 jak dzieci już śpią, poznaje cudowne kobiety z którymi spędzam czas a to, ze mam wybór, które zlecenia biorę a z których rezygnuje pozwala mi czuć autentyczność która jest dla mnie mega ważna.
I odwaga : ciągle uczę się nowych rzeczy, rozwijam, ćwiczę kreatywność, wychodzę na arenę a to daje mi poczucie ze żyje a nie przeżywam każdy dzień…
Ponieważ moim ‚why’ jest wspieranie kobiet to zdecydowałam się na fotografie wizerunkowe kobiet, które maja własne firmy lub o tym marzą, czyli zdjęcia bez zadęcia. To powoduje ze poznaje tak cudowne osoby ze rozmowa z każda z nich (począwszy od psycholożek przez instruktorki jogi, pilatesu, businesswomen czy dziewczyny zajmujące się ajurewdą) jest jak nagroda – słucham ich historii z zachwytem i tyle się od nich uczę!!
Jednak po drugiej stronie czają się brak wpływu na ilość zleceń w niektórych miesiącach , ta nieprzewidywalność czasem frustruje. Tęsknie tez czasem za home officem: kiedy dzieci wstają przeziębione w dniu gdy mam sesje nie mam opcji zdalnego wykonania zdjęć, odwołanie tez wiąże się z dużą niedogodnością (zamówione studio, makeup, fryzjer, dzień wolny klientki…) i wtedy boli mnie brzuch ze stresu i myślę, że prościej byłoby po prostu działać w korpo i otworzyć kompa. Prace w weekendy polubiłam, więc tu akurat uznaje to za plus, że mam wybór.
Także podsumowując: mam zasadę ze warto próbować, najwyżej coś znów zmienisz. A jak nie spróbujesz to nigdy się nie przekonasz. Tak było np. z otwarciem studia foto na wynajem dla innych fotografów, które pozwoliło mi poczuć ze to nie moja bajka – ja kocham robić foty i organizować kobiece spotkania, a do tego nie potrzebuje własnej przestrzeni, mogę ja wynajmować od kogoś . Gdybym nie spróbowała nigdy bym nie wiedziała i mogłabym idealizować ta opcje myśląc, że gdzieś tam na mnie czeka super życie. Może ono jest super dla innych ale nie dla mnie.
Po zrezygnowaniu z tego projektu (co tez wymagało odwagi!) czuję się jakby koza się wyprowadziła i mam znów tyle przestrzeni, jakbym odzyskała wolność i znów mogę być sobą.
Choćby po to warto było spróbować 😉 Bój się i rób u mnie się sprawdza czyli wstydzę się ale działam 😉
I to ze better done than perfect czyli ze lepiej już teraz działać niż czekać na idealny moment, bo on nigdy nie nadejdzie. No i ostatnie już obiecuje – że nie jest tak ze marzenia się spełniają, tylko, że marzenia się spełnia. Wiec odważajmy się marzyć i do dzieła!!
Wywiad przeprowadziła: Anna Goliasz-Kurek
Absolwentka XII edycji Szkoły Liderek, współautorka konferenjci: Kobiece wibracje z biznesie.
Organizatorka kobiecych spotkań i warsztatów pod hasłem @kobiece_wibracje, które pokazują nam kobietom te obszary życia, które są nieznane lub tak głęboko zakopane, że zapominamy o naszej naturze, naszej kobiecości, miłości i potrzebach.
Na codzień mama 2 dzieci,mieszkająca pod Warszawą niedaleko lasu. Jest kobietą, którą pasjonuje wszystko dookoła. Docenia każdy dzień, każdą najmniejszą rzecz w życiu. Każdy spacer, kawa, nowo poznana osoba. Wszystko w jej życiu ma znaczenie. Każde gorsze i milsze doświadczenie uczy, nadaje kierunek i charakter życia.